Katolicyzm i naród

"My naród.." Tak się rozpoczyna konstytucja USA. Ten najbardziej demokratyczny kraj na świeci, jak mniemamy, nie boi się pojęcia naród i możliwości oskarżenia o możliwość nacjonalizmu.
Naród jest środkiem do celu. Katolicyzm jest celem albo możemy powiedzieć jest środkiem traktowanym jako cel, ponieważ cel ostateczny naszego życia to śmierć, a raczej życie  wieczne. Dlaczego musimy w tej chwili cenić naród i to naród polski. Bo ten naród przylgnął w specyficzny i wierny sposób do katolicyzmu. We współczesnej Europie nie ma już narodu, który by w taki sposób byłby z nim jeszcze nierozwiązalnie związany. Pomimo, że kultura katolicka zanika to jeszcze jej wpływ na życie społeczne jest faktem.
To nie naród cię Zbawi w sensie końca twojego życia. To poprzez katolicyzm będzie Twoje zbawienie. Ale niestety na tym etapie rozwoju historycznego musimy zrobić to poprzez naród i to naród polski.
Naród nie posiada takiej cechy jak powszechność. Jego cecha to szczególność w społeczności ludzkiej. Lewacy dążą do jakiejś uniwersalizacji, do jakiejś powszechności podobnej  Eklezji.  Jednakże ich powszechność nie może odbyć się inną drogą jak tylko przez zniszczenie Starego Człowieka i Uczynienie Nowego, Nowego nie poprzez zlepienie cywilizacyjnej różnorodności europejskiej, bo i tak ta cywilizacja łacińska posiada w sobie różnorodność, i to taką, która w miarę jest akceptowana przez resztę. Lewackość dąży do zmieszania cywilizacji, a więc zmieszania elementów z sobą nieczęsto sprzecznych. Nie mogą tego inaczej uczynić jak poprzez odrzucenie starej cywilizacji jako takiej. Przykładem jest tworzenie i rozpowszechnienie ideologii gender jako koncepcji naukowej. Trzeba w każdej cywilizacji robić te same zmiany, aby mogły  się one spotkać i pogodzić a wtedy będzie łatwiej stworzyć Nowego Człowieka. Niestety ideologiczne błędy innych cywilizacji nie są do pogodzenia z katolicyzmem.
Tylko dzięki temu, że zachowaliśmy to co polskie i to co katolickie (powszechne) obroniliśmy się przed komunizmem i przed faszyzmem. Bo  to co polskie obroniło nas przed faszyzmem i  komunizmem, a to co katolickie obroniło nas przed komunistycznym uniwersalizmem. 
katolicyzmie istniej pojęcie ordo caritas czyli porządek miłosierdzia lub miłości. Wiąże się to pojęcie z pojęciem obowiązku wobec bliźniego jako wszystkich ludzi. Najpierw musimy  mieć obowiązek troszczenia się o najbliższych. W przypadku jedynej możliwości ratowania swojej córki lub córki sąsiada to ratujemy najpierw swoją córkę, a nie obie jeśli ratowanie obu zagraża utratą śmierci córki. I tu tym czynem jesteśmy usprawiedliwieni. Od bliższej struktury społecznej dążymy dalej. Potem obowiązki skupiamy na społeczności lokalnej, a potem narodowej, a na  końcu na społeczności ludzkiej. Jednocześnie posiadamy wbudowane pojęcie uniwersalizmu człowieka. Obcy w chrześcijaństwie jest taki sam jak ty na poziomie koncepcji człowieka. "Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie”. Wszyscy jesteśmy wobec Boga równi na poziomie koncepcji człowieka, ale nie jesteśmy równi na poziomie koncepcji człowieczeństwa bo to ostatnie  pojęcie jest współokreślane przez kulturę, cywilizację a przede wszystkim podstawy ich obu czyli religii.
Te dwie koncepcje muszą się balansować. Gdyby przyjąć miłość tylko własnego narodu łatwo dojdziemy  "prawdopodobnie" do nacjonalizmu. Jeśli przyjmiemy tylko tę drugą ideę uniwersalizmu łatwo wejdziemy w fałszywy uniwersalizm. Chociaż my ten, który upadł w 1989 zwany komunizmem okraszony hasłem  "Proletariusze wszystkich krajów łączcie się" pokonaliśmy, to teraz stoimy przed epoką przezwyciężenia kolejnego, zwanego uniwersalizmem różnorodności. Czerwona flaga komunizmu została zastąpiono wielokolorową flagą tęczowej różnorodności.
Marksizm przyjmuje ogólną koncepcję człowieka, ale jest to tylko koncepcja materialistyczna człowieka. Pomija koncepcje człowieka usadowionego we wspólnocie kulturowej, religijnej. Mój kolega powiedział: 'nie oceniam człowieka z punktu widzenia jego religii'. Jest to ważne twierdzenie z tego punktu widzenia. Widać tu kilka rzeczy. Człowiek nie może przyjmować moralności od Boga bowiem wytwarza ją sam we swoim wnętrzu. A prawdopodobnie człowiek ten myli świat nauki i świat etyki. Myśli, że to nauka definiuje standardy moralności.
Faszyzm również człowieka rozumiał jako człowieka materialistycznego, ale tylko w  obrębie własnej kultury i to kultury wyższej od innych o profilu germańskim. Pamiętam, że wielkości matematyczne materii czyli wymiary długości czaszki, kości i kolor oczu miały największe znaczenie. 
W obu koncepcjach pomija się koncepcje duszy, którą posiada każdy człowiek i każdy w równy sposób. Pominięto koncepcję Arystotelesa człowieka jako bytu samego w sobie. I pominięto koncepcję duszy jako takiej. W tej koncepcji nie można wytworzyć sprzeczności bytu, bo nie ma sprzeczności między bytem samym w sobie a innym bytem samym w sobie. W koncepcji faszyzmu sprzeczność istniała na bazie  przypadłości wytwarzających kulturę. W marksizmie człowiek był częścią bytu, a więc w częściach jako przymiotach może zaistnieć sprzeczność.

Polecane posty